Taaa, co do tego, że coś jest niejasne i wgl... Cierpliwości. W rozdziale czwartym, ostatecznie piątym wszystko się wyjaśni: kim jest Kyle, co to Baza, po co to wszystko... Po prostu nie widzę sensu pisania tego Wam teraz, skoro i tak będę musiała napisać to później, gdy pojawi się pewna nowa postać.
Także czekać, co będzie trzeba wyjaśnić wyjaśnione zostanie - w odpowiednim czasie :D
Miłego czytania ;P
***
Obudziła
się z rozrywającym bólem głowy i suchością w ustach.
Nieprzytomnym wzrokiem omiotła swój pokój, po czym ze
zmrużonymi powiekami zerknęła na cyfrowy zegarek stojący na
szafce nocnej. Był środek nocy.
Z
jękiem sięgnęła do włącznika lampki i zapaliła światło.
Przez chwilę leżała na wznak, a gdy była już w stanie jasno
myśleć, uniosła się na łokciach. Gdy poczuła ból w
ramieniu, natychmiast opadła na materac.
Przyjrzała
się bandażowi, a po chwil wróciły do niej wspomnienia
wydarzeń sprzed kilku godzin. Próba zgubienia ogona, walka,
powrót do Bazy, rozmowa z Kylem i… pustka. Musiała stracić
przytomność.
Klnąc
siarczyście zerwała się z łóżka i przeczesując palcami
włosy wpadła do łazienki.
Gdy
zapaliła światło i spojrzała w lustro, przestraszyła się samej
siebie. Poczochrane włosy, podkrążone oczy, blada twarz z wielkim,
prawie czarnym siniakiem na prawym policzku i pogniecione ubranie.
Oczywiście
nikt jej nie rozebrał… Może to i lepiej. Choć wściekła się,
gdy dostrzegła oderwany rękaw swojej ulubionej koszuli.
Mrucząc
coś pod nosem zrzuciła z siebie ubrania i westchnęła z ulgą, gdy
rozpięła krzywo leżący i uwierający stanik.
Zrezygnowała
z kąpieli w wannie na rzecz szybkiego i gorącego prysznica.
Szorując dokładnie całe ciało, starała się nie zamoczyć
bandaża. A gdy poczuła zapach swojego ulubionego mydła, miała
wrażenie, że jest w niebie.
Po
prysznicu, wycierając się w biały, puszysty ręcznik, rozglądała
się po łazience.
Kafelki
na ścianach i podłodze miały popielatoszary, jednolity kolor,
szafka pod umywalką i szafeczka przy lustrze były o odcień
ciemniejsze. Pozostałe elementy wystroju miały kolor biały.
Lubiła
tę bezosobowość pomieszczenia. Było w niej coś…
uspokajającego. Jedynym kobiecym akcentem były świeczki zapachowe
w kształcie róż ustawione na półce wnękowej przy
wannie i zestaw kosmetyków.
Gdy
wytarła się do sucha i rozczesała włosy, zebrała z podłogi
ubrania i wrzuciła je do kosza na pranie.
Owijając
się w ręcznik, wyszła z łazienki i podeszła do wysokiej komody,
gdzie trzymała bieliznę.
W
odróżnieniu od łazienki, jej pokój był ciepły i
przytulny. Ubóstwiała beżowe ściany, drewniane panele na
podłodze, jak również ciemnobrązowe meble. Nad całością
dominowało dwuosobowe łóżko stojące w kącie pomieszczenia
naprzeciwko drzwi wejściowych. Jedynymi sprzętami był telewizor na
komodzie i laptop na biurku.
Więcej
do szczęścia nie potrzebowała.
Szybko
założyła czystą bieliznę, a z obok stojącej dwudrzwiowej szafy
wyciągnęła szary dres i wciągając bluzę przez głowę, podeszła
do leżącej na bujanym fotelu czarnej, skórzanej torby, którą
miała ze sobą w podróży.
Rozpięła
ją pospiesznie i wyciągnęła ze środka gruby plik banknotów,
zabrany z domowych oszczędności ojca.
Z
krzywym uśmieszkiem ponownie otworzyła dwudrzwiową szafę i
nacisnęła otwartą dłonią tylną ściankę mebla, która
odskoczyła gwałtownie, ukazując sejf.
Wpisała
kod, otworzyła drzwiczki i wrzuciła banknoty do środa. Nie były to pierwsze wkładane tam duże sumy.
Mam
do tego prawo, zapewniła
samą siebie. Odebrał
mi wszystko, co miało znaczenie w moim życiu. Odebrał mi matkę i
siostrę. Ale tę drugą zamierzam odzyskać.
Z
sejfu wyjęła sporą kopertę i usiadła przy biurku, wpatrując się
przez chwilę w czarny ekran laptopa. Książki ułożyła w mały
stosik na rogu, a zawartość koperty rozłożyła na blacie.
Miała
plan. A przynajmniej jego zarys. Musiała jedynie dowiedzieć się
jeszcze kilku rzeczy, a do tego potrzebowała dwóch,
ewentualnie trzech wypadów do ojca. Dało się to jakoś
załatwić.
Jedynym
problemem było to, że nie miała pomocnika. A przydałaby się taka
osoba. Bała się jednak powiedzieć o swoim planie komukolwiek.
Rozważała Aydena, swojego najlepszego przyjaciela, ale to wiązało
się z powiedzeniem o tym, co wymyśliła także jego narzeczonej,
Stelli. Na to jednak nie czuła się gotowa. Stella była… uosobieniem
dobra. Choć cechowała ją wytrwałość i odwaga, nienawidziła
przemocy. Była na wskroś przepełniona dobrocią. Meredith nie
mogła obciążyć jej tym wszystkim, co ukrywała, ale z każdym
dniem coraz częściej rozmyślała o zdradzeniu wszystkiego swojemu
przyjacielowi. Powoli przestawała sobie radzić z zatajaniem tego, a
Ayden przeczuwał, że coś przed nim ukrywa, ponieważ chodziła
milcząca i izolowała się od pozostałych, co według niego do niej
nie pasowało.
Muszę
mu powiedzieć. On jest moją jedyną nadzieją.
Kyle
nie wchodził w grę. Nie zrozumiałby jej i posądził o narażanie
ich bezpieczeństwa. Ale on nie stracił siostry. Jego siostra nie
była przetrzymywana i niejednokrotnie torturowana przez własnego
ojca od pięciu lat.
-
Dobra – mruknęła do siebie pod nosem i uruchomiła laptopa, po
czym zaczęła przeglądać plany Ośrodka.
~.~
Od
chwili, gdy przebudziła się w środku nocy nie zmrużyła oka nawet
na pięć minut. Sprawa, nad którą się głowiła wciągnęła
ją na dobre trzy godziny. Gdy dostrzegła, że dochodzi szósta,
odłożyła wszystko na swoje miejsce, przebrała się w strój
do ćwiczeń, do którego zaliczały się: czarne, grube i
jednocześnie rozciągliwe spodnie, luźna koszulka tego samego
koloru, a do tego znoszone, skórzane buty nad kostki.
Nim
wyszła z pokoju, oczyściła ranę postrzałową i założyła
świeży opatrunek, który za kilka godzin będzie jej
całkowicie zbędny ze względu na szybko regenerujące się
organizmy magów, po czym ruszyła na salę treningową.
Ku
jej zaskoczeniu na drugim końcu sali ujrzała Aydena.
Pomieszczenie
było wielkie. Od betonowych, nieocieplonych ścian bił przyjemny
chłód, a podłużne, halogenowe lampy rzucały nienaturalne
światło. Podłoga wyłożona została gumowymi matami, podzielonymi
na sektory służące za ringi. W
kątach zaczepiono na hakach worki do boksowania, a na jednej
z dłuższych ścian pozawieszane były różne rodzaje broni:
od małych sztyletów, po metalowe pałki i laski ze stalowymi,
ostrymi zakończeniami. Po przeciwległej stronie ustawiono ławki
dla obserwatorów i odpoczywających. Na prawo od drzwi
wejściowych znajdowało się przejście do strzelnicy, gdzie
trenujący miał możliwość sprawdzić swoją celność w
strzelaniu z wszelkiego rodzaju pistoletów czy łuków.
Meredith
zdecydowała się na walkę wręcz. Miała ochotę wykorzystać do
tego swojego przyjaciela.
Z
uśmiechem na ustach podbiegła do niego truchtem.
-
Od kiedy z ciebie taki ranny ptaszek?
Ayden
przerwał boksowanie, gdy usłyszał jej głos. Spojrzał na nią z
uśmiechem i przeciągnął się.
-
Od dzisiaj. Znudziło mnie, że budzę się po dziesiątej i potem
dzień jest taki krótki. – W czasie, gdy on sięgnął po
ręcznik i butelkę wody, Meredith zaczęła się rozciągać. –
Jak ramię?
-
W porządku, goi się. Po treningu ściągnę bandaż, a do wieczora
po ranie nie powinno być śladu. – Zaczęła robić skłony ze
złączonymi nogami. – Poćwiczysz ze mną? Mam ochotę komuś
skopać tyłek, a poza tym muszę powiedzieć ci coś ważnego.
Ayden
przyjrzał się jej uważnie.
-
Wszystko w porządku?
-
W jak najlepszym – zbyła go szybko i wyprostowała się. –
Zaczynamy?
Chłopak
uśmiechnął się szeroko. Pomimo metra dziewięćdziesiąt pięć
wzrostu i szerokich barów, jej czarnoskóry,
dwudziestopięcioletni przyjaciel nie wyglądał groźnie. A
przynajmniej, gdy tak się uśmiechał. Gdy trzeba było, potrafił
wystraszyć. Miał niski i donośny głos, kilka bardzo widocznych
blizn i ciemne oczy często ciskające błyskawice.
Meredith
go ubóstwiała. Zawsze marzyła, by mieć starszego brata i to
w Aydenie go znalazła. Swoją pogodą ducha i pewnością siebie
przyciągał niczym magnes. W przypadku Deety była to siostrzana
miłość od pierwszego wejrzenia.
Stanęli
na środku maty i przygotowali się do starcia. Na dany sobie
nawzajem znak, zaatakowali równocześnie.
-
Te wypady do ojca to nie są tylko eskapady mające zaspokoić moje
zamiłowanie do ryzyka – zaczęła bez zbędnych wstępów,
robiąc unik przed prawą pięścią Aydena. – Za każdym razem
podbieram mu kasę, a poza tym zdobywam też wiele cennych
informacji.
-
Na przykład jakich? - pytanie padło jednocześnie z kopnięciem. By
go uniknąć, Meredith odskoczyła do tyłu i natychmiast natarła na
przyjaciela.
-
Na przykład wczoraj dowiedziałam się, że staruszek współpracuje
z Zakonem i prowadzi dla nich badania nad naszymi mocami. Chce
znaleźć sposób na… - zamachnęła się z całej siły, ale
Ayden zręcznie złapał ją za nadgarstek i wykręcił jej rękę do
tyłu. Natychmiast się wyrwała i zaatakowała ze zdwojoną siłą -
ich wyizolowanie z naszego ciała. Moim zdaniem to ślepa
uliczka, bo tego się nie da zrobić, ale on jest tępy i tego nie
ogarnia. Nie rozumie, że blokada to jedno, a pobranie mocy to
drugie. To po pierwsze. – Sapnęła z irytacją i spróbowała
podciąć przeciwnika. Bezskutecznie. – Po drugie, od pewnego czasu
opracowuję plan wyciągnięcia z Ośrodka mojej sio… - Nie zdążyła
dokończyć, bo w tej samej chwili Ayden przewrócił ją i
przycisnął rękę do jej gardła.
-
CO próbujesz zrobić?!
Takiej
reakcji się nie spodziewała.
-
Chcę odzyskać Katie – szepnęła.
Ayden
zacisnął szczęki, odsunął się od niej i usiadł na podłodze z
wyciągniętymi przed siebie nogami. Zanim się odezwał, zrobił
kilka głębokich wdechów.
-
Dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz? I jak to w ogóle...
co? Powtórz. Kogo chcesz
odzyskać? Przecież ona... – Patrzył na nią zdezorientowany.
-
Dowiedziałam się czegoś jakiś czas temu - zaczęła. – A teraz
mam pewność, że to nie kłamstwo...
-
Wystarczy – przerwał jej i podniósł się z maty. – To
nie miejsce na takie rozmowy. Idziemy do ciebie, a tam opowiesz mi
wszystko ze szczegółami. – Wyciągnął do niej rękę, a
ona skorzystała z pomocy i już po chwili szli do jej pokoju.
Kiedy
dotarli do drzwi, Ayden niemal siłą wepchnął ją do środka.
Meredith z sapnięciem irytacji opadła na fotel przy biurku i
czekała, aż jej przyjaciel zamknie drzwi. Już po chwili miotał
się po pokoju, klnąc ją na czym świat stoi.
-
Ty cholerna idiotko! Nie po to ukrywamy się tu jak skazańcy, żebyś
ty sobie jeździła do ojca i udowadniała, jaka to jesteś dorosła,
dojrzała i odważna! Narażasz nas wszystkich na niebezpieczeństwo!
A gdyby cię złapali? Czy ty choć trochę myślisz?!
-
Zamknij się i nie krzycz na mnie! Jeśli już, to
siebie narażam na niebezpieczeństwo, a nie was! Poza tym on ma moją
siostrę! Od pięciu lat! Torturuje ją albo nie wiadomo co jeszcze!
Nawet nie wiem czy w ogóle żyje! - Zerwała się z miejsca i
podeszła do osłupiałego Aydena. Spojrzała mu głęboko w oczy. -
Chcę ją odzyskać.
- Ale... Przecież mówiłaś, że ona zginęła w dniu, gdy
uciekłaś z domu. Po tym... wiesz.
Zacisnęła
zęby. Wiedziała. I to za dobrze. Tamtego dnia nie zapomni do końca
życia.
- Bo
tak myślałam. Sądziłam, że skoro zginęła mama to Katie tym
bardziej – mówiła wypranym z emocji głosem. - Dowiedziałam
się jakieś pół roku temu. Przetrzymuje ją w Ośrodku. Już
tyle lat – ostatnie słowa były ciche niczym szept.
-
Przepraszam cię. Nie chciałem... - Ayden patrzył na nią ze
skruchą i w współczuciem. Wyciągnął ramiona, a ona
szybko przytuliła się do niego i zamknęła na chwilę oczy, jakby w
ten sposób mogła odciąć się od świata. - Przecież mogłaś
m powiedzieć od razu – odezwał się chłopak oskarżycielskim
tonem, gdy już się odsunęła i wróciła na krzesło przy
biurku. - Pomógłbym ci. Kyle zresztą też.
- Nie.
Kyle na pewno nie. Nie ufam mu. - Wyrzuciła z siebie te słowa, jakby parzyły jej usta.
Ayden
zmarszczył brwi, drapiąc się po karku.
- Co
jest?
Meredith
zacisnęła palce na nasadzie nosa i westchnęła. No wykrztuś to.
-
Zakonem dowodzi jego brat...
~.~
Rozmowa
była burzliwa, nie obyło się też bez kolejnej serii bluzgów
z obu stron, choć ostatecznie Meredith udało się wytłumaczyć
Aydenowi swój punkt widzenia. Nie oznaczało to jednak, że ją
popiera i że nie jest wściekły. Dziewczyna widziała furię w jego
oczach i zaczynała rozumieć, dlaczego Kyle zachował się wobec
niej tak ozięble, gdy wróciła.
Postąpiła
egoistycznie i nie myślała o konsekwencjach swojego czynu. Naprawdę
mogli ją złapać – gdyby zebrała się ich większa grupa, nie
podołałaby. Wtedy zostałaby schwytana, torturowana i nie wiadomo
co jeszcze. Naprawdę przegięła i dopiero teraz to do niej dotarło.
Z
drugiej strony nie mogłaby sobie spojrzeć w twarz, gdyby nie
zaczęła planować wyrwania Katie z łap Zakonu. Jeśliby nie
spróbowała, czułaby się jak śmieć.
Dlatego
poprosiła Aydena o pomoc, choć żeby miał wgląd w plany najpierw
musiał jej przysiąc, że nie piśnie nikomu słowa. Szczególnie
Kyle'owi. Zgodził się niechętnie, ale uznał, że pomoc jej i
zachowanie tego w tajemnicy będzie mniejszym złem niż
pozostawienie jej samej. Wygadanie się też nie wchodziło w grę,
bo Meredith znienawidziłaby go do końca życia.
Jednak
dobrze czuła, że na nim może zawsze polegać.
Późnym wieczorem leżała na łóżku, wpatrując się w ekran
telewizora. Co jakiś czas podjadała z talerza, na którym
miała nałożoną sporą porcję ziemniaków i duszone mięso
z kurczaka.
Trafiła
akurat na reklamę jakiejś poradni psychologicznej, ale gdy ujrzała
sztywno siedzącą w czarnym fotelu starszą kobietę, uznała, że
musi tę reklamę obejrzeć.
-
Czy masz problem z przestrzeganiem reguł? – Pani psycholog wygłaszała monolog na tyle monotonnym głosem, że bez problemu
nadawałaby się do leczenia bezsenności (choć wyglądała bardziej
na członkinię kółka różańcowego), ale
najwidoczniej minęła się z powołaniem.
-
Niee – mruknęła pod nosem Meredith, przeżuwając mięso.
-
Myślisz, że wariujesz?
-
Niee – przewróciła oczami i popiła jedzenie colą.
-
Czy przerażasz ludzi wokół siebie?
Uśmiechnęła
się krzywo.
-
Może.
-
Czy twoi rodzice są tobą zaniepokojeni?
Meredith
roześmiała się głośno.
-
Jak cholera – sięgnęła po pilota i przełączyła na stację
muzyczną. Trafiła na powtórkę koncertu Britney, która
akurat wiła się na scenie półnaga, wyjękując ledwie
zrozumiałe słowa piosenki „Womanizer”
-
Litości – jęknęła zdegustowana, wyłączając telewizor. Pilota
rzuciła gdzieś w poduszki.
Nim
zdążyła nacieszyć się spokojem, rozległo się pukanie do drzwi.
Machnęła ręką, a drzwi otworzyły się bezszelestnie.
W
progu stał Kyle w pełnym rynsztunku. Na jego twarzy malowała się
obojętność, którą znała bardzo dobrze.
-
Następny? - Zerwała się z łóżka, ostawiła talerz na
stolik i popędziła ku szafie, wyciągając z niej ciemne ubrania,
skórzane buty na wyciszanej podeszwie, a z haków
zamocowanych w ścianie ściągnęła pas ze sztyletami i kaburę z
pistoletami.
Nie
zwracając na swojego przełożonego najmniejszej uwagi, zrzuciła z
siebie luźny t-shirt, założyła inny, bardziej przylegający i z
mocniejszego materiału, zapięła kaburę oraz pas.
Gdy
naciągała buty, Kyle wyjaśniał jej, jak wygląda sytuacja.
-
Sygnał jest bardzo silny. Przechwyciliśmy go dosłownie kilkanaście
minut temu. Z zasięgu mocy wnioskuję, że wiekiem znacznie
przekracza średnią ujawnienia talentu, albo po prostu ma silne
źródło. Zakon z pewnością odebrał już sygnał i nasz
żółtodziób długo nie pożyje, jeżeli nie wkroczymy.
A przy okazji może zrobić niezły rozpierdol, bo jego moc to istny
huragan.
Meredith
skinęła tylko w odpowiedzi głową i już po chwili pędzili niemal
sprintem ku wyjściu, gdzie czekał na nich Ayden.
Nadal
milcząc przeszli do garaży, gdzie stały zaparkowane smukłe,
czarne motocykle, rozwijające prędkość do trzystu kilometrów
na godzinę. Dla zwykłego śmiertelnika taka prędkość byłaby zabójcza. Lecz magowie mieli o
wiele bardziej wyczulone instynkty, które pozwalały im
poruszać się szybciej, sprawniej, ciszej, a do tego bezpieczniej,
jeżeli chodziło o tego typu pojazdy.
Kilka
minut później byli już w drodze do miejsca, gdzie mieli
przechwycić kolejnego maga.
Robi się coraz bardziej interesująco. Niecierpliwie będę czekać na kolejny rozdział. Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za rozdział i info. Akcja zaczyna się rozkręcać, mam kilka pytań co do bohaterki i jej działań. Mam nadzieję, że otrzymam odpowiedz w następnych rozdziałach. Pozdrawiam i życzę dużo weny.
OdpowiedzUsuń